27.11.2020
Witam wszystkich ponownie ja, Iris !
Co powiecie na streszczenie dawnego piątkowego spotkania ? Mam nadzieję, że na samą myśl, że w końcu zebrałam się do uzupełniania bloga się cieszycie 😄. Jak na zmęczenie po całym tygodniu ciężkiej szkolnej pracy online, miałyśmy naprawdę dużo energii. Sił starczyło nam na wycieczkę/rajd, który zaplanowała Niccy.
Zaczęłyśmy jak zwykle w Moorland na padoku, gdzie dotarło aż 8 osób z naszej klubowej paczki. Oprócz mnie były to: Tyra, Toster, Lauren, Charlie, Nicole, Beatrice i oczywiście Niccy. Zdradzę wam w sekrecie, że na jednym z poprzednich spotkań już rozpoczęłyśmy skrupulatnie przygotowaną przez Niccy wycieczkę, ale było nas tak malutko, że po wykruszeniu się kilku osób zakończyłyśmy spotkanie… można powiedzieć niepowodzeniem 🙁.
Tym razem jednak było nas na tyle dużo, że wyprawa musiała się udać! Ochoczo wyruszyłyśmy w stronę opuszczonej farmy prowadzone przez Nicole. Oprócz samej trasy nasza kochana liderka zaplanowała dla nas także postoje abyśmy się za mocno nie zmęczyły. Pierwszy z nich był już na moście prowadzącym do zajazdu. Zrobiłyśmy sobie tu super zdjęcie… w sumie wyszło ono trochę przypadkiem haha.
Dojechałyśmy do końca mostu, a potem skierowałyśmy się na prawo od zajazdu. Jechałyśmy dość długo przez zielone łąki, troszkę się zagubiłyśmy przez chwilę, ale nie na długo. Kolejny postój odbył się w magicznym miejscu. Odpoczęłyśmy na trawie otoczone przez ogromne runiczne kamienie. Cyknęłyśmy sobie też przezabawną fotkę z mnóstwem płaczących się zwierzaków pod naszymi nogami.
Podczas dalszej drogi ewakuowałyśmy się z równinnej, odległej części wyspy przez płytszy odcinek rzeki. Przejechałyśmy obok ujeżdżalni i pognałyśmy przez winogronową plantację. Obok budynku winiarni musiałyśmy się na chwilkę zatrzymać by wszyscy zdążyli dołączyć. Nie trwało to długo, a potem szybkim tempem popatajałyśmy na kolejne łąki – tym razem położone niedaleko Srebrnej Polany.
Tam odsapnęłyśmy przy pikniku zafundowanym przez organizatorkę spotkania. Nie zdążyłyśmy zlizać okruszków z talerzy, a już musiałyśmy pędzić dalej by wyrobić się z czasem. Wyjeżdżając ze słonecznej polany wjechałyśmy to ciemnego lasu. Wśród bujnych krzewów łatwo było się zagubić, jednak my świetnie sobie dajemy radę z takimi terenami 😎
Dojechałyśmy do wioski Valedale, gdzie odbyła się przerwa na kawę. Konie stanęły na chwile w stajni, a my zajęłyśmy trzy sąsiednie stoliki w pobliskiej kawiarni. Zamówiłyśmy wiele smakołyków wśród których pojawił się nawet „klubowy zielony paczek” 😉. Niccy miała rację, nie dając nam dojeść wszystkich zamówionych frykasów, ponieważ to nie było ostatnie jedzonko na naszej trasie…
Ze stajni skierowałyśmy się w stronę druidzkiego domku, obok którego w różanych krzakach odbył się kolejny mały odpoczynek. Strzeliłyśmy sobie nawet foteczkę z drewnianym domem w tle.
Czekała nas jeszcze długa trasa, a czasu było niewiele, więc opiszę wam to w skrócie. Pojechałyśmy znanym skrótem przez góry – szlak niebezpieczny ale szybki. Wyjechałyśmy na drogę w jodłowym gaju, która dojechałyśmy aż do rancza. Przez chwilkę zostałam trochę w tyle, ale gdy dołączyłam do gromadki czekały na nas już dwa ogromne koce piknikowe.
Genialną trasę naszego rajdu zakończyłyśmy opychając się po raz kolejny 😅, tym razem z widokiem na mały wycinek dzikiego zachodu. Dziękuję, wszystkim którzy się tego dnia zjawili i oczywiście prowadzącej spotkanie 💗
A na koniec bonusowo najśmieszniejsza fotka spotkania 😂:












Zdecydowanie to jest spotkanie śmiesznych fotek haha
OdpowiedzUsuńTo ostatnie zdjęcie jest super haha, klubowy rozgardiasz
OdpowiedzUsuń